77 rocznica agresji Niemiec hitlerowskich na Polskę i wybuchu II wojny światowej.
1 września 2016 r. odbyła się w Bochni uroczystość patriotyczna zorganizowana przez Starostę Bocheńskiego z okazji 77 rocznicy agresji Niemiec hitlerowskich na Polskę i wybuchu II wojny światowej.
Po uroczystej Mszy Świętej w intencji Ojczyzny i Jej Obrońców odprawionej przez ks. proboszcza Jana Nowakowskiego przy kwaterze zbiorowej żołnierzy Wojska Polskiego z 1939 roku na cmentarzu św. Rozalii orkiestra dęta Kopalni Soli w Bochni odegrała hymn państwowy.
Okolicznościowe przemówienie w imieniu parlamentarzystów wygłosiła pani poseł Józefa Szczurek-Żelazko. Dr hab. Teofil Wojciechowski przemówił w imieniu Światowego Związku Żołnierzy AK Oddział w Bochni, a następnie Starosta Bocheński Ludwik Węgrzyn i burmistrz Bochni Stefan Kolawiński.
Po tych wystąpieniach odbył się apel poległych i składanie kwiatów przez licznie zgromadzonych przedstawicieli bocheńskich urzędów, instytucji, stowarzyszeń i mieszkańców Bochni na mogile żołnierzy polskich poległych w Bochni i okolicy w czasie walk z 2 niemiecką Dywizją Pancerną 6 września 1939 r.
W delegacji Stowarzyszenia Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej uczestniczyli: Stanisław Kobiela, Ewelina Mroczek, Mieczysław Dębski i Stanisław Mróz. Zdjęcia z uroczystości można zobaczyć poniżej.
Dla przypomnienia zdarzeń z 6 i 7 września 1939 roku, prezentujemy poniżej przedruk dwóch artykułów prezentowanych na łamach Wiadomości Bocheńskich nr 4(103) zima 2014 i nr 1(104) wiosna 2015 opisujących walki w obronie Bochni.
Andrzej Prus-Bugayski, Stanisław Kobiela
6 września 1939 roku w Bochni w 75 rocznicę dramatycznych wydarzeń
Wielu historyków uważa, że świadomość historyczna – to historia zmitologizowana, składająca się zarówno z prawdziwych jak i fałszywych składników, o różnej skali ocen, która funkcjonuje na zasadzie autorytetu, a więc jej charakterystyczną cechą jest “oporność” na argumenty. W historii Bochni utrwaliło się wiele mitów, które oparte na takich autorytetach trwają do dzisiejszego dnia.
Jednym z nich jest przekonanie, że we wrześniu 1939 roku Bochnia zajęta została przez Niemców bez jakiejkolwiek walki. Mit ten utrwalony w monografii Bochnia. Dzieje miasta i regionu pod red. Feliksa Kiryka i Zygmunta Ruty w 1980 r. na str. 433 funkcjonuje nadal, chociaż mamy pomnik 35 poległych żołnierzy Września 1939 r. na cmentarzu św. Rozalii, wspomnienia polskich dowódców uczestniczących w bitwie o Bochnię 6 września 1939 r., a na przestrzeni 35 lat od wydania wspomnianej monografii ukazało się wiele wartościowych opracowań naukowych, jak np. znakomita książka Jerzego Majki Brygada Motorowa płk Maczka z 2008 r., czy Przemysława Kuci 10.pułk Strzelców Konnych 1918-1947, czy Eugeniusza Piotra Nowaka Dywizjon Rozpoznawczy 10 Brygady Kawalerii 1938-1939 z 1999 r. W 2009 roku Stowarzyszenie Bochniaków i Miłośników Ziemi Bocheńskiej wydało 40. stronicowy numer “Wiadomości Bocheńskich” zatytułowany Wrzesień 39 na Ziemi Bocheńskiej, opisujący bohaterstwo i daninę krwi polskich żołnierzy walczących wówczas w tym miejscu.
Dzisiaj zdajemy sobie sprawę z tego, że w 1980 roku monografia Bochni nie mogła pokazywać całej prawdy, m.in. bohaterstwa żołnierzy Września 1939 r., podlegała cenzurze, podobnie jak wiele innych wydawnictw, ale dzisiaj takich ograniczeń nie ma, a mity pozostały. Najbardziej świeżym przykładem tych pozostałości jest wydany w lutym b.r. “Kalendarz dziejów miasta Bochnia w krótkości zebrany” wydany staraniem Miejskiego Domu Kultury. Nie dowiemy się z niego, że toczyła się jakaś bitwa o Bochnię 6 września 1939 r., natomiast przeczytamy błędną i lakoniczną informację, że Niemcy do Bochni weszli 7 września 1939 r. Zmuszeni jesteśmy zatem przedstawić przebieg bitwy o Bochnię 6 września 1939 r. posługując się wspomnieniami ówczesnego dowódcy 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej płk dypl. Stanisława Maczka Od podwody do czołga, Lublin-Londyn 1990 r., wspomnieniami szefa sztabu 10 Brygady Zmotoryzowanej mjr dypl. Franciszka Skibińskiego Pierwsza Pancerna, wyd. 1959 r., Jana Kaczmarczyka ps.”Wik” żołnierza Obwodu ZWZ-AK “Wieloryb” w Bochni, i Ludwika Ferensteina oficera do zleceń sztabu 10 Brygady Zmotoryzowanej pt. Czarny naramiennik, wyd. MON 1985 r., które układają się znakomicie w zwartą całość. Monografia Władysława Steblika Armia “Kraków” 1939 wyd. MON (Wojskowy Instytut Wydawniczy), całą tę sytuację wojenną w rejonie Bochni klarownie komentuje i opisuje. 6 września 2014 roku minęło 75 lat od tamtych dramatycznych i bohaterskich wydarzeń.
Most na Rabie w Proszówkach wysadzony w powietrze prawdopodobnie wieczorem 6 września 1939 r. przez wycofujące się oddziały WP – wł. Andrzeja Prus-Bugayskiego.
Poniżej. Płk dypl. Stanisław Maczek, dowódca 10 BK wśród żołnierzy brygady. Z prawej mjr dypl. Franciszek Skibiński, szef sztabu brygady.
W 2015 r. mija 80 lat od zakończenia tej straszliwej światowej hekatomby II wojny światowej, która rozpoczęła się agresją hitlerowskiej III Rzeszy i Armii Czerwonej Józefa Stalina na Polskę. Tym bardziej więc nie możemy zapomnieć o tych, którzy w rejonie Bochni i Wiśnicza tej Polski bronili.
* * *
Na teatrze działań wojennych w rejonie Bochni znalazła się cofająca do Bochni 10. Brygada Kawalerii Zmotoryzowanej płk dypl. Stanisława Maczka, składająca się między innymi z 24 pułku ułanów i 10 pułku strzelców konnych(1) oraz 21 Dywizja Piechoty Górskiej gen. J. Kustronia (3 i 4 pułki strzelców podhalańskich)(2), batalion Korpusu Ochrony Pogranicza 1 Brygady Górskiej i 202 pułk rezerwowy Obrony Narodowej. Należało przed świtem 6 września obsadzić obronnie linię Leszczyna – Wola Wieruszycka na południowy wschód od Wiśnicza, aby pod tą osłoną zebrać w Wiśniczu rozproszone oddziały i zadanie to miał wykonać 24 pułk ułanów, natomiast 10 pułk strzelców konnych brygady otrzymał rozkaz przejścia do lasów wiśnickich w rejonie Kopalin, zaś kompanie czołgów, bateria przeciwlotnicza, saperzy i dywizjon przeciwpancerny miały przejść do Nowego i Starego Wiśnicza i tam organizować obronę. Oba wymienione wyżej pułki 21 Dywizji Piechoty Górskiej gen. Kustronia, batalion KOP 1 Brygada Górskiej i 202 pułk rezerwowy Obrony Narodowej dostały zadania zorganizowania obrony Bochni od strony zachodniej. Sztab Grupy Operacyjnej “Boruta” stacjonował w Krzyżanowicach.(zob. przypis nr 11) Jan Kaczmarczyk “Wik” pisze:
Żołnierze polskich oddziałów byli zmęczeni wcześniejszymi walkami3, głodni i niewyspani, kładli się na ziemię przy każdym odpoczynku, w większości przypadków mieli odparzone stopy, z których od początku wojny nie zdejmowali nowych, nie rozchodzonych butów.
Główne natarcie na Bochnię prowadziły dwie niemieckie dywizje: 2 Dywizja Pancerna z masami czołgów, wzmocniona batalionem rozpoznawczym 7 dywizji piechoty i 3 Dywizja Górska. Po wyjściu z Dobczyc w kierunku Bochni teren tutaj był łagodniejszy i dogodniejszy do manewru. Toteż 2 Dywizja Pancerna o wiele szybciej posuwała się teraz po obu stronach Raby i parła na Bochnię i Wiśnicz Nowy.
Pod Książnicami grupa niemieckich czołgów z tej dywizji zaatakowała z marszu kolumnę 21 Dywizji Piechoty Górskiej i rozerwała ją. 4 pułk strzelców podhalańskich zmuszony był wycofać się na Kłaj. Kiedy oddziały tej niemieckiej dywizji dotarły do mostu na Rabie skierowały się na Bochnię ścigając 202 pułk piechoty. Nieprzyjaciel spychał na Bochnię południowe skrzydło 21 DP.
Południowa grupa czołgów niemieckiej 2 Dywizji Pancernej obrała w tym samym czasie kierunek na Podolany, Sobolów i Wiśnicz Nowy, a jednocześnie nacierała na oddziały 1 Brygady Górskiej i 10 Brygady Kawalerii, kierując uderzenie na lasy pomiędzy Bochnią i Wiśniczem. Słusznie więc pisze Skibiński, że natarcia nieprzyjacielskie na Bochnię i Wiśnicz 6 września 1939 roku rozwinęło się w trzech kierunkach: od zachodu, od południowego zachodu i od południa. Dowództwo 10 Brygady Kawalerii zatrzymało się w szkole w Wiśniczu Nowym4. Pisze Skibiński:
W miasteczku [ Nowym Wiśniczu-przyp. A.B.] do którego przybyliśmy dobrze po północy zastaliśmy panikę wśród ludności i wiadomość, że nieprzyjaciel jest w Lipnicy Murowanej, to znaczy 7 kilometrów na południowy wschód od miasta, pomiędzy nami a 24 pułkiem ułanów. Zaczynało być nieźle! Nie bardzo chcieliśmy uwierzyć wiadomości, jakkolwiek policjant, który ją przyniósł, przysięgał na wszystkie świętości, że widział Niemców na własne oczy i ledwo uciekł przed godziną z Lipnicy. Wysłałem na
rozpoznanie dowódcę plutonu regulacji ruchu rtm. Pieregorodzkiego5 z dwoma motocyklami. Tymczasem zainstalowaliśmy się w szkole. Niedługo wrócił rotmistrz, już tylko w jeden motocykl. Ponure plotki okazały się niemniej ponurą rzeczywistością. Pieregorodzki – lekceważąc informacje – wjechał bez przeszkód na rynek w Lipnicy, prosto pomiędzy stojące tam niemieckie samochody pancerne. Rzucił między nie dwa granaty i korzystając z zamieszania zawrócił i umknął.
Szkoła Podstawowa w Wiśniczu Nowym
Jednak drugi motocykl wywrócił się przy wyjeździe z rynku, zdaje się trafiony. Bez względu na obecność nieprzyjaciela w Lipnicy Murowanej pułkownik Maczek postanowił nie zmieniać decyzji i pozostać w Wiśniczu, choćby z tego względu, że oddziały będą nas tu szukać. Przygotowaliśmy się do obrony okrężnej, do czego przyczynił się kształt miasta zbudowanego w regularnym kwadracie, w środku którego przecinały się dwie drogi wychodzące na cztery strony świata. Na każdym z wylotów miasta stanęła jedna armata przeciwlotnicza z lufą do poziomu, osłaniana przez grupę złożoną z kierowców, pisarzy i innych kucharzy ze sztabu brygady. W samym budynku sztabu powystawialiśmy z okien ręczne karabiny maszynowe i karabiny przeciwpancerne, zaostrzyli i przygotowali na parapetach granaty ręczne. Zaczęły spełniać się cuda. Oddziały – jeden po drugim – meldowały osiągnięcie nakazanych rejonów. Przed świtem wszystkie znajdowały się na swoich stanowiskach obronnych lub w odwodzie. Tylko zgrupowanie płk Wójcika maszerując pieszo posuwało się wolniej przez lasy wzdłuż Raby, aby zabezpieczyć się przed czołgami. Była jednak utrzymana z nimi łączność.
Z powodu silnego bombardowania Bochni dowódca Grupy Operacyjnej gen. Boruta-Spiechowicz – utracił łączność z brygadą i koło południa przyjechał na chwilę zlustrować pole walki. Wspomina gen. Maczek:
W Wiśniczu był po wrażeniem naszej determinacji, ale jego zjawienie się było zapowiedzią dalszego odwrotu już poza Dunajec. W tym “panta rei” Nowy Wiśnicz był w tej chwili jeszcze jedynym punktem stałym, który dawał widoki opanowania sytuacji, był punktem znanym wszystkim oddziałom; zmiana więc postoju dowództwa wprowadziłaby istny bałagan w ten i tak chaos.
Po bitwie pod Wysoką i Jordanowem zagon XXII Korpusu Pancernego szedł trop w trop za 10. Brygadą Kawalarii Zmotoryzowanej. Prawie równocześnie z nią dotarł do Nowego Wiśnicza i usiłował z marszu zdobyć Wiśnicz od strony Lipnicy Murowanej(6).
Skibiński opisuje ten atak niemieckiego czołgu na Wiśnicz:
Nasz Zbaraż przeszedł próbę ognia. Placówka wystawiona od strony Lipnicy zaobserwowała parę czołgów wysuwających się na Wiśnicz w niedwuznacznych zamiarach. Żołnierzy przyczaili się i przypuścili czołowy czołg na paręset metrów po czym zaszczekała czterdziestka przeciwlotnicza. Trzeci pocisk trafił w czołg. Załoga wyskoczyła prosto pod wiązkę tylko na to czekającego ręcznego karabinu maszynowego i położyła się pokotem, pozostałe czołgi zawróciły na miejscu i znikły, ścigane ujadaniem czterdziestki. Do opuszczonego czołgu wskoczył sam Maczek i stwierdził na naramiennikach płaszcza nieboszczyka numer pułku z 4 dywizji lekkiej.
10 Brygada Kawalerii Zmotoryzowanej znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, gdyż była naraz atakowana z różnych stron, co potwierdza we wspomnieniach Skibiński:
Około południa jakiś szwadron niemieckich czołgów przesączył się pomiędzy 10 pułk strzelców konnych (psk), a zgrupowaniem płk Wójcika, które już około godziny 10.00 dotarło do lasów bezpośrednio na zachód od Wiśnicza i niemal od razu musiało przejść do obrony. Atak czołgów został odrzucony ze stratami, uderzeniem kompanii Vickersów z odwodu brygady. Wiśnicz Nowy był zagrożony z obu stron i dlatego 10 brygada przesunęła się z Kopalin w kierunku Wiśnicza.
W tym samym czasie oddziały 21 Dywizji Piechoty Górskiej, które dotarły do Bochni naprędce organizowały obronę miasta przed dziesięciokrotnie silniejszymi oddziałami niemieckiej 2 Dywizji Pancernej. W tej sytuacji łatwo mogło dojść do zerwania połączenia taktycznego pomiędzy Bochnią i Wiśniczem. Aby temu zapobiec płk Maczek, za zgodą Boruty-Spiechowicza musiał przesunąć się na północ w rejon Dołuszyc, aby zapewnić obronę lasu pomiędzy Wiśniczem i Bochnią. Po południu 6 września dowództwo brygady wraz z grupą 10 pułku strzelców konnych, dywizjonem przeciwpancernym i kompanią czołgów “Vickers” przeniosło się od Dołuszyc(7).
W tej niezwykle niebezpiecznej sytuacji dywizjon rozpoznawczy broniący się w Ubrzeżu dostał rozkaz wycofania się do Wiśnicza, a zgrupowanie płk dypl. Kazimierza Dworaka broniące się zaciekle w Leszczynie – opuszczenia Leszczyny i cofnięcia się, i przez Wolę Nieszkowską, dotarcia do Wiśnicza. Niemcy otrzymawszy duże wsparcie coraz śmielej posuwali się doliną Stradomki zajmując kolejno Kamyk, Chrostowę. Dywizjon rozpoznawczy zwinął obronę o godzinie 14.00, a o 15.30 dotarł do Wiśnicza. Jeszcze o 17.00 zgrupowanie Dworaka znajdowało się ok. 5 km. na południe od Wiśnicza8. Było to konieczne w celu utrzymania połączenia taktycznego Wiśnicza z Bochnią. W Nowym Wiśniczu była już część dywizjonu przeciwpancernego brygady, 8 bateria 6 pułku artylerii lekkiej, brygadowa artyleria przeciwlotnicza i brygadowe tabory. Czytelnika zainteresuje przebieg tego natarcia na Bochnię w którym przewaga niemieckich dywizji była ogromna. Sztab brygady przesunął się do Dołuszyc, a Skibiński wspomina (s.71):
Zdjęcie z lewej: płk Kazimierz Dworak, 6 września 1939 roku bronił Bochni od strony południowej, prowadząc zaciekłe walki z Niemcami w Leszczynie (24 pułk ułanów i 1 pułk KOP).
Przyjechaliśmy na rozwidlenie dróg w naszym nowym stanowisku dowodzenia i na życzenie pułkownika Maczka zrobiliśmy krótki wypad szosą krakowską ku zachodowi w celu rozpoznania położenia i terenu. Na drodze panował typowy klimat pola walki – absolutna pustka i cisza przerywana tylko wybuchami pocisków i seriami broni maszynowej strzelającej z jakichś niewidocznych stanowisk. Dym pożarów i wybuchów wałęsał się nisko nad ziemią i zaciemniał słońce. Jakaś kompania piechoty, pod dowództwem podporucznika, w luźnych szykach posuwała się rowami ku zachodowi. Pułkownik wysiadł z samochodu i towarzyszył przez chwilę kompanii rozmawiając z jej dowódcą. Kompania miała zadanie obsadzenia pagórka tuż przed nami, jako pośredniej pozycji opóźniania. Pogadałem trochę z żołnierzami9. Byli zmęczeni i wielu z nich kulało w nierozchodzonych nowych trzewikach mobilizacyjnych, ale miny mieli dobre i nie byli wystraszeni. Mieli zaufanie do swego młodego dowódcy. Zdenerwowanie pokrywali żartami na temat gwiżdżących i wybuchających pocisków niemieckich.
Płk Maczek otrzymał z Grupy Operacyjnej dwie złe wiadomości, że wielkie kolumny czołgów i samochodów niemieckich przeszły na Zakliczyn i tam przekraczają Dunajec oraz, że zbombardowane zostały już składy materiałów pędnych w Bochni, gdzie brygada miała się dalej zaopatrywać. Doszedł więc do przekonania, że nieprzyjaciel uprzedził i przeskrzydlił brygadę, dlatego nakazał Skibińskiemu natychmiast jechać do generała Boruty-Spiechowicza i prosić o zmianę osi opóźniania na Tarnów, wolną jeszcze drogą na Radłów, zamiast na Zakliczyn. Skibiński wyjechał, a niedługo po jego wyjeździe zawrzała gorąca walka o miasto(10). Oddajmy głos Skibińskiemu (s. 73):
Sztab Grupy Operacyjnej znajdował się w Krzyżanowicach(11), na północ od Bochni. Aby się do niego dostać, trzeba było przeciąć całe miasto po osi południe-północ. Podjeżdżając do miasta zorientowałem się, że nasza piechota została już zepchnięta na bezpośredni zachodni skraj miasta i broni się za nim. Sama Bochnia znajdowała się w ogniu artylerii, zasnuta kompletnie dymami wybuchów – trzeba było zanurzyć się w ten dym. Skręciłem na wschód główną ulicą, by dostać się na rynek, i tam znów pojechać na północ, na Krzyżanowice. Tuląc się blisko do ścian budynków, ale w porządku, odchodziły na wschód drużyny naszej piechoty. Właśnie wyprzedzałem jedną z nich, gdy pocisk trzasnął tak blisko, że podmuch jakby zamiótł ulicę i Kobza instynktownie zahamował wóz. Dwóch żołnierzy płasko leżało na ziemi – kałuża krwi szybko narastała pod ich brzuchami. Koledzy podbiegli do rannych czy zabitych, podczas gdy ogień dalej bił po ulicach i po rynku. Kapral – dowódca drużyny – podszedł do samochodu: Panie majorze, pan jedzie w tył – proszę zabrać rannych”. Rzeczywiście – przed skrętem w rynku maska mojego samochodu skierowana był na wschód, wyglądało, jakbym jechał w tył. Strasznie głupio było tłumaczyć się, że nie mogłem wziąć rannych, ponieważ nie jadę na wschód, tylko na północ i to z pilnym zadaniem… – Panie majorze – oni umrą, niech pan patrzy, jak krwawią. – Strasznie mi przykro, bracie, naprawdę nie mogę! Ruszyłem naprzód i aż mnie uszy paliły ze wstydu, bo czułem, że ci żołnierze nie wierzą. Usłyszałem za sobą: “Ucieka s…syn, a tak mu się spieszy, że nawet rannych zostawia, żeby zdechli. Poczekaj draniu!”. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby za mną posłali kulę. Przeżywając ogromny niesmak wjechałem na rynek, pomiędzy palące się domy. Gdzieś w pobliżu jakaś kobieta wrzeszczała histerycznie. Wreszcie zobaczyłem most na Rabie, spokojną wstążkę rzeki, zielony las pachnący jesienią. Na chwilę zostały poza mną pożary, ranni żołnierze, pociski niemieckie i kobiecy wrzask. Wszedłem do szkoły pod samym lasem, gdzie mieścił się sztab. Dowódca Grupy właśnie rozmawiał z kimś przez telefon i usłyszałem, że mówi: “Tak – Bochnia już upadła”. Zasygnalizowałem rękami, że jeszcze nie i to tak gwałtownie, że generał przerwał rozmowę. Zameldowałem: “Bochnia nie upadła, ale już się kończy”. Generał powtórzył informację komuś i zakończył rozmowę.
Skibiński przedstawił przebieg rozmowy, a generał nakazał nowy kierunek opóźniania na Dunajec pod Radłowem. W trakcie rozmowy Skibiński niepokoił się o los Bochni, a właściwie jego drogi powrotnej do brygady, czy nie został od niej odcięty. Wyjeżdżając zorientował się, że ogień przeniesiony został już z Bochni na jej wschodnie przedmieście. Z duszą na ramieniu wjechał do miasta na rynku skręcił w prawo w drogę w kierunku Dołuszyc. Pisze dalej:
Od razu dostałem serię z broni maszynowej, aż zadzwoniło po błotnikach. Taka sama seria odpowiedziała jej z kierunku i wschodniego, gwiżdżąc nad moją głową. Znalazłem się w środku walki ulicznej pomiędzy walczącymi stronami. Zanim zdążyłem to sobie uświadomić, automatycznie rzuciłem kierownicę w lewo i schroniłem się w pierwszy zaułek(12), jak się okazało ślepy. Do licha z takim położeniem. Wstydziłem się – i przed kierowcą, i przed sobą samym – zmieniać kierunek jazdy. Dla pewności wylazłem z wozu z Coltem w ręku i kazałem Kobzie iść za sobą dla porównania obserwacji. Ostrożnie wyjrzeliśmy zza węgła. Niestety – nie było wątpliwości. Niemcy siedzieli na rozwidleniu dróg do Dołuszyc. Byłem odcięty Pomedytowałem przez chwilę nad mapą, wynalazłem najbliższą drogę obchodzącą Bochnię wzdłuż jej wschodniego skraju na Wójtostwo13, przez Brzeźnicę i na pełnym gazie wyskoczyłem z mojego ślepego zaułka na szosę, w prawo na rynek i dalej. Powietrze aż gwizdało od pocisków. Skręciliśmy wreszcie w drogę na Wójtostwo, aż zarzuciło wozem, potem już można było zwolnić.
Skibiński zdawał sobie sprawę, że w tej sytuacji sztab brygady nie mógł pozostawać w Dołuszycach lecz musiał wycofać się na Wiśnicz, dlatego zdecydował się szukać go w Wiśniczu. Pisze:
Posuwałem się powoli, podskakując na wybojach gruntowej drogi. Właśnie był ostry zakręt, bezpośrednio za nim chłopski dom -–cała rodzina stała przed domem przyglądając się dymom Bochni. Na widok wielkiego samochodu i dwóch typów w czarnych skórach i z czarnymi od kurzu twarzami, matka rodu plasnęła rękami i wrzasnęła- Ło Jezu – a to już “oni”. Stanęliśmy. Spokojnie wytłumaczyłem, że to jeszcze nie “oni”, ale prawdopodobnie ostatni polski samochód. Niestety “oni” będą tu za chwilę. Kobieta zalała się łzami. Młoda dziewczyna wyniosła gliniany dzbanek i kubek: “Napijecie się mleka, panowie?” – “Napijemy się – i wrócimy. Trzymajcie się, do widzenia”. Jadąc dalej, prawie na przełaj wóz jęczał, grzał się i męczył na niskich biegach. Dotarłem wreszcie do Wiśnicza, już pod wieczór. Pierwszym człowiekiem, na którego się natknąłem, był pułkownik Dworak na swoim stanowisku dowodzenia. Obok w samochodzie, siedział adjutant pułku – rotmistrz Łukomski – przestrzelony na wylot przez pierś. Palił papierosa i czekał na ewakuację, obandażowany naprędce. Twarz miał szarą jak popiół.
Po rozmowie z płk Dworakiem Skibiński mógł odtworzyć sobie przebieg walk. Zgrupowanie płk Dworaka (24 pułk ułanów, dywizjon rozpoznawczy i bateria 75 mm) trzymało się jeszcze na skraju Wiśnicza, ale zostało odcięte od reszty brygady przez czołgi niemieckie, które klinem wdarły się pomiędzy Wiśnicz i Dołuszyce. Los płk Maczka był nieznany. Skibiński pisze:
Na własną odpowiedz.ialność zdecydowałem się skierować najpierw zgrupowanie pułkownika Dworaka, a później wszystkie odnalezione oddziały brygady na Radłów i w imieniu dowódcy brygady dałem pułkownikowi Dworakowi rozkaz przejścia ze zgrupowaniem do lasu pod Wolą Radłowską nad Dunajec. Następnie postanowiłem pojechać do Brzeska. …Do Brzeska dotarłem już po ciemku i zastałem tam batalion piechoty z baterią z 21 DP.
Na tym kończy się opis wrażeń Skibińskiego z walk o Bochnię 6 września 1939 r. Gen. Maczek w swoich wspomnieniach nawiązuje do wysłania Skibińskiego z rozkazem do gen. Boruty-Spiechowicza i pamiętając o zajęciu Bochni 6 września w godzinach wieczornych, pisze:
Nawet część sztabu ze mną opłakiwała już szefa sztabu, który mógł “wpaść”, wracając przez Bochnię, po jej opuszczeniu przez oddziały, co robiła też vice versa część druga sztabu ze Skibińskim, myśląc o nas. Do południa dnia 7 września wszystkie organiczne oddziały brygady były zebrane za Dunajcem.
Polacy walecznością nie ustępowali Niemcom. Tylko ogromna przewaga uzbrojenia, artylerii i czołgów zadecydowała, że o zmierzchu 6 września 1939 roku Niemcy weszli do płonącego miasta.
Płyta pancerna odnaleziona w 2008 r. w lesie kolanowskim. Grubość pancerza 15 mm i charakterystyczne otwory po nitach wskazują, że pochodzi ona z czołgu PzKpfw 38 (t) Panzerkampfwagen 38 (tschechische). Przestrzelina pochodzi z polskiej armaty 37 mm ppanc. wz. 36
Przypisy:
(1) 24 pułk ułanów i 10 pułk strzelców konnych po bitwie w Beskidzie Wyspowym wycofywały od Jordanowa w kierunku Bochni.
(2) 21 DP cofała się od Wieliczki w kierunku Bochni.
(3) Chodzi o pięciodniową bitwę w Beskidzie Wyspowym, którą określa się jako “Bitwę pod Wysoką i Jordanowem”. Płk Maczek wspominał: Celem bitwy w Beskidzie Wyspowym było niewpuszczenie zagonu niemieckiego na tyły armii i grupy operacyjnej poza linię Myślenice-Dobczyce, dopóki osłaniane jednostki z rejonu tego nie odpłynęły. Daliśmy wszystko z siebie, co dać było można. Byliśmy dziwnie zlepioną grupą wobec zagonu korpusu pancerno-motorowego, przekraczającego dziesięciokrotnie nasze siły. Żołnierz nasz bił się twardo i nieustępliwie, bił się z pełnym przeświadczeniem swej wyższości nad Niemcami.
(4) Jednopiętrowy budynek tej szkoły powszechnej znajdował się przy rynku wiśnickim koło kościoła. Obecnie funkcjonuje w nim szkoła podstawowa im. Stanisława Lubomirskiego. Nad głównym wejściem do budynku tuż nad drzwiami nadal jest napis: „Szkoła” Dlatego napis ten zapamiętał Skibiński pisząc: ”zatrzymaliśmy się w szkole”. Od 2006 r. w sieni szkolnej znajduje się marmurowa tablica pamiątkowa, na której złotymi zgłoskami opisano historię szkoły uwzględniając pobyt w jej murach pułkownika Stanisława Maczka w trakcie obrony Nowego Wiśnicza we wrześniu 1939 roku. Niektórzy historycy błędnie wskazują, że dowództwo 10 brygady stacjonowało w budynku obecnego Liceum Plastycznego im. Jana Matejki, w którym przed wojną mieścił się sąd grodzki i posterunek policji (przyp. A.P-B.).
(5) P. Kucia pisze, że rtm. Anatol Pieregrodzki był dowódcą plutonu regulacji ruchu. Dzięki niemu jednostki brygady zawsze w wyznaczonym czasie osiągały rejony koncentracji. Przemysław Kucia. 10. Pułk Strzelców Konnych 1918-1947 część I s.68
(6) P. Kucia – op.cit. s. 68. Atak nastąpił w godzinach rannych (A.P-B)
(7) Steblik s. 226.
(8) tamże.
(9) Być może Skibiński znalazł się na wzniesieniach Krakowskiego Przedmieścia i tam zajęli stanowiska żołnierze, którzy mieli bronić miasta od strony zachodniej. Mogli więc to być żołnierze z 202 pułku lub z części 4 pułku strzelców podhalańskich albo resztki batalionów Obrony Narodowej „Żywiec” i „Zakopane” i batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza „Berezwecz”. W czasie walk o Bochnię oddziały te wspierane były początkowo tylko przez 1 baterię haubic ciężkich 21 dywizjonu artylerii ciężkiej, do której z czasem przyłączyły się 1 bateria i 3 dywizjony 21 pułku artylerii lekkiej. Stanowiska obrońców (okopy) jeszcze dziś można odnaleźć w lesie kolanowskim i rozciągają się od brzegu lasu do granicy Bochni i Łapczycy, biegną w kierunku południowym aż do dzisiejszej ulicy Strzeleckiej, znajdują się też w lesie, w Kopalinach Pogwizdowskich. W 2008 roku na pobojowisku w lesie Kolanowskim odnaleziono przestrzeloną płytę pancerną, która wg znawców tematu pochodzi ze zniszczonego czołgu niemieckiego. Dalej on już nie pojechał bowiem został zniszczony celnym strzałem z polskiej 37 mm armaty przeciwpancernej wz. 36. przyp. A.P-B.
(10) Steblik s. 270.
(11) Sztab GO znajdował się w leśniczówce Krzyżanowickie Wielkie, położonej na obrzeżu Gawłówka 8,5 km od Bochni, po lewej stronie Raby
(12) Tym ślepym zaułkiem mogła być ul. św. Marka. – przyp. A.P-B.
(13) Była to zapewne ulica Floris. przyp A.P-B.por. Ludwik Ferenstein.
6 września 1939 roku w Bochni, Nowym Wiśniczu i Leszczynie – cz. 2
Fragmenty wspomnień
Porucznik Ludwik Ferenstein był oficerem sztabu (oficerem do zleceń) 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej płk Stanisława Maczka. Jego pisemna relacja dotycząca wrześniowych walk Brygady znajduje się w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Władysława Sikorskiego w Londynie. W 1985 r. ukazały się nakładem MON jego wspomnienia w zbeletryzowanej formie w książce Czarny naramiennik. Na jej obwolucie czytamy: Wrześniowe drogi i bezdroża rotmistrza Ludwika Ferensteina, oficera sztabu 10 Brygady Zmotoryzowanej, wiodły przez obszary południowej Polski. Walczące tam nasze oddziały w zaciekłych bojach cofały się spoza Wisły na linię Sanu, zadając agresorowi dotkliwe straty. Góra Św. Ludwiki, Myślenice, Bochnia i Wiśnicz, Rzeszów i Łańcut – to krwawy, znaczony bohaterstwem żołnierzy szlak bojowy brygady, zakończony tragiczną decyzją o przekroczeniu granicy rumuńskiej.
Kontynuując temat walk w rejonie Bochni 6 września 1939 r. warto poznać także i tę relację i fragmenty wspomnień por. Ludwika Ferensteina i skonfrontować je ze wspomnieniami płk Stanisława Maczka i majora Franciszka Skibińskiego, które przedstawiliśmy w poprzednim numerze. Zgodę na wykorzystanie relacji londyńskiej w tym artykule udzielił nam pan Jerzy Majka kierownik działu historycznego Muzeum Okręgowego w Rzeszowie, za co serdecznie dziękujemy.
* * *
Niemiecka drużyna strzelecka obsługująca uniwersalny karabin maszynowy MG34 w Bochni.
To samo miejsce w 2015 roku – ul. Kościuszki 13.
Kierunek Bochnia
Mijamy Mogilany i Wieliczkę. Wszyscy wiedzą, że to świt uderzenia. Żołnierze zmęczeni trudami poprzednich dni wiedzą, że nikt ich nie zastąpi, nie zmieni i tak być musi. Przechodzą kryzys pierwszych dni wojny. Brygada w szyku bojowym idzie doliną Raby(1) . Nie zapalano świateł, nie używano klaksonów. Na zachodzie czerwieniła się olbrzymia łuna. Biła wysoko w niebo, ogarniając płomieniami domy Myślenic. Chłód podkarpackiej nocy przenikał niewyspanych żołnierzy. Samochody kołyszą się na wyboistej drodze. Okrywa je biały pył, widoczny mimo ciemności. Na lewo oddziały 21 DP toczą bój. Kolumnę wchłonął las – Puszcza Niepołomicka.
Za Wisłą od północy grzmią działa. Nad głowami warkot samolotów. Kolumna rusza dalej, ale za chwilę utyka. Droga dokładnie zakorkowana. W kilku rzędach samochody, bryczki, wozy, wózki dziecięce. Potworny zator. Pluton regulacji ruchu z trudem przepycha kolumnę brygady. Świta. Skręciliśmy w prawo pod wiadukt. Górą biegnie tor kolejowy. Wychodzimy z puszczy. Wstawał nowy szósty dzień wojny. Z daleka widać pożółkłe ścierniska obok zielonej trawy, a na nich grupki żołnierzy bez dowódców, niektórzy bez broni. Z zazdrością patrzą na żołnierzy w kolumnie.
W Bochni
6 września w Bochni toczy się normalne życie. Mimo wczesnej godziny ruch w pełni. Kobiety i dzieci podają żołnierzom paczuszki z żywnością. Wszędzie pomoc, informacja. Są władze. Mimo nalotów duch w społeczeństwie wspaniały. Na dworcu kolejowym czekają na naszą Brygadę cysterny z benzyną. Wychyliłem się z samochodu: – Chłopcze! gdzie tu droga do Wiśnicza? – Zaraz pokażę! – mówi rezolutnie chłopak, czepiając się rękoma drzwiczek i pyta: – Dużo samochodów panowie mają? A te czołgi co poszły na dworzec, są stalowe, chyba żadna kula ich nie przebije. Panowie pojadą tędy, prosto – rzekł na pożegnanie chłopiec, zeskoczył ze stopnia wozu, salutując po wojskowemu. – Dziękuję ci, mój zuchu! – obejrzałem się na zakręcie i pomachałem chłopcu ręką, a on wskazywał drogę dalszym samochodom. Zjeżdżamy spadzistą ulicą w stronę przedmieścia. Domy tu niższe, stoją dalej od siebie. Dzieli nas kilka kilometrów od ciemnego boru, do którego zdążamy. Tam już dotarł wcześnie rano 10 p.s.k. [10 pułk strzelców konnych – przyp. aut.].
W kopalińskim lesie
Na postoju ubezpieczonym w Kopalinach podpułkownik Bokszczanin dowódca 10 psk niepokoił się o zagubione pododdziały swego pułku. Nie nadchodziły i to było okropne. Wtem dostrzegł jakąś kolumnę idącą z naprzeciwka. Ludzie ci wynurzyli się na drodze leśnej. Prowadził ich oficer sztabu brygady. Oczy Bokszczanina zabłysły radością. Przywitał ustawiony szereg, wyznaczył oficerów z obecnych szwadronów i przydzielił 80 żołnierzy z zapasowego oddziału KOP [ Korpusu Ochrony Pogranicza – przyp. aut.], uzupełniając uszczuplone stany. Zawrzało na postoju.
Z lewej:Płk dypl. Janusz Bokszczanin – dowódca 10 p.s.k. od lipca 1939 r.
Z prawej: Płk dypl.Kazimierz Dworak – dowódca 24 pułku ułanów
Czyszczono ręczną broń, rozbierano i smarowano cekaemy. Podoficerowie wpisywali do notesów dane personalne przydzielonych żołnierzy. Pozostali kładli się pokotem na miękkich mchach, ogrzanych porannym słońcem i natychmiast zasypiali twardym żołnierskim snem. Dostrzegłem żołnierzy opatrujących rany. Mieli kilka godzin odpoczynku(2).
Przyjazd do Wiśnicza
Razem z rtm. Rudnickim i oficerem operacyjnym rtm. dypl. Mincerem dojeżdżamy do Wiśnicza. Malownicza, zalesiona okolica, łagodne wzgórza podnoszące się ku południowi. To stąd zaczyna się Pogórze Podkarpackie. Przed nami mury potężnego zamku. Przez chwilę patrzyliśmy na tę architektoniczną ciekawostkę, gdy nagle ujrzeliśmy swoich. Na lewo, gdzie widniały pierwsze domy, stały pod drzewami dobrze zamaskowane pelotki. Rotmistrz Lipski podszedł do naszego samochodu. Znałem go ze służby w I Pułku Ułanów Krechowieckich. Powiedział do nas:
Wyobraźcie sobie, że w godzinach rannych z kierunku południowego wyszło kilka czołgów niemieckich wprost na Wiśnicz, na dowództwo brygady3 . Sytuacja nie była przyjemna o tyle, że nie było się czym i kim bronić. Poza tym po przejściu Wiśnicza czołgi miałyby zupełnie wolną drogę na Bochnię, gdyż oddziały szeroko rozrzucone w terenie broniły innych kierunków. Do obrony wyszło ze sztabu wszystko co żyje, mając do dyspozycji kilkadziesiąt bagnetów i dwa ckm-y. Płk Maczek bez namysłu dał rozkaz armacie przeciwlotniczej, stojącej w pobliżu, w małej kępie drzew do otwarcia ognia na pierwszy czołg. Wprawiło to obecnych w dobry humor, widząc jak wysoka ośmiornica składa się do pierwszego strzału. Za drugim strzałem czołgiem wstrząsnęło w miejscu i przez otwory począł się wydobywać ciemny dym. Pozostałe czołgi zawróciły na pięcie gąsienicy i w szybkim tempie znalazły się w lesie. Z ustrzelonego czołgu wyskoczyło dwóch Niemców był to zdaje się oficer i kierowca i poczęli uciekać w kierunku lasu. Nasz ogień z kbk okazał się bezskuteczny. Płk Maczek nie wytrzymał. Sam podbiegł do czołgu dla zdobycia wiadomości i by się przekonać, dlaczego ludzie z czołgu uciekli. Okazało się, że pocisk przebił tylną komorę i tam eksplodował. Obsługa jakoś miała szczęście. Może i odniosła pewne uszkodzenia ciała, jednak swej zdolności rejterady nie utraciła. W czołgu było trochę dokumentów i płaszcz z naramiennikami, noszący nr 30. Jest to 4 dywizja lekka. Widocznie był to jeden z patroli rozpoznawczych pancerno-motorowych, które nam się dobrze dawały we znaki.
Od lewej: Rtm. Jan Kański – d-ca 3 szwadronu 24. pułku ułanów Rtm., Stefan Łukowski adiutant 24. p uł. ranny pod Leszczyną zamordowany w Charkowie, Por. Mieczysław Otrembski – dca I plutonu w 4. szwadronie 24. p. uł., Rtm. dypl. Bohdan Mincer – oficer sztabu10 BK
,,Wiśnicki Alkazar”
Na prawo przed skrzyżowaniem dróg w Wiśniczu Nowym wznosił się duży gmach sądowy(4). Z okien pierwszego i drugiego piętra sterczały jakieś lufy, długie, zakończone szerokimi gardzielami. Nie chcieliśmy się zdradzić jeden przed drugim, co to za nowa broń… Pułkownik Michalski [z-ca dowódcy Brygady – przyp.aut.] trzymał w ręku przedziwną rusznicę, taką, jak te w oknie i te porozkładane na stołach. Objaśnił, że to doskonały karabin przeciwpancerny. Otrzymaliśmy 32 sztuki na brygadę. Przywieziono je z Bochni. To są specjalne karabiny przeciwpancerne. Z odległości stu metrów skutek pewny. To nadzwyczajne – zawołałem. Szkoda, żeśmy ich wcześniej nie otrzymali. Pod Jordanowem mniej naszej krwi by się przelało. Nie mogliśmy dać sobie rady z tymi niemieckimi czołgami, bo działek mieliśmy za mało. Przez kilka minut podziwialiśmy nową broń. Przychodziła z pomocą niby jaki cud. Nawet nie wiedziałem, że mamy taką broń – przyznałem się otwarcie. Nie mogłeś wiedzieć, bo to była ścisła tajemnica wojskowa, doskonale przestrzegana. Trochę się do nas spóźniła. Inne pułki posiadały ją od pierwszego dnia wojny. Pułkownik skończył wykład. Poszedłem umyć się i zjeść śniadanie. Na dole urzęduje Biały Krzyż. Kilka panienek robi kanapki, herbatę, a nawet gotuje się obiad. Przychodzą oficerowie, podoficerowie, szeregowi i nikt nie wychodzi głodny. Taka okazja nie zdarzyła się nam od początku wojny. Obecny w Wiśniczu gen. Boruta- -Spiechowicz(5) wydaje rozkaz:
Ściągnąć Kwaterę w tył, a wojska przerzucić na północ w rejon Dąbrówki. Przy okazji stwierdza. Brygada pięknie wykonała swoje zadanie. Dzięki niej moje dywizje przesunęły się w porządku i zbierają się nad Dunajcem w rejonie Woli Radlińskiej i Radlna [chodzi o Wolę Radłowską i Radłów – przyp. aut.]. Brygadier wydaje rozkazy: Pułkownik Michalski z rotmistrzem Ferensteinem pozostają jako drugi rzut sztabu z zadaniem zebrania i uporządkowania pułków, po czym wycofają się w rejon Dąbrówki na północ od szosy. Rzut pierwszy z resztą wojska przesunie się pod Bochnię i pozostanie tam do nocy.
Fiat 508 III łazik – używany w 10. BK
Udałem się do kapitana Stankiewicza, którego otaczały kłęby dymu papierosowego, aby porozmawiać o sytuacji. Kapitan Stankiewicz mówił:
Na osi wschodniej wszystkie bataliony piechoty spóźniły się. Przybyły bardzo zmęczone, całe nasze natarcie musiało utknąć. Ale Niemców zatrzymaliśmy. Do godzin popołudniowych oddziały z trudem powstrzymywały niemiecki napór. Wtedy hitlerowcy zastosowali manewr oskrzydlający. Uderzyli dużymi siłami na nasze lewe skrzydło spadając na dywizjon rozpoznawczy, na Skrzydlną. Przejechali się czołgami przez to skrzyżowanie i poszli dalej na wschód i na północ. Z dywizjonu rozpoznawczego zginął oficer z całym plutonem i dwa tekaesy. Reszta wycofała się na Dobczyce. Inne znaczne siły niemieckie odchodziły na wschód w kierunku Czchowa. Były to oddziały pancerne. Zadanie zatrzymania Niemców przerastało nasze siły. W tej sytuacji dowódca brygady wydał wszystkim oddziałom rozkaz wycofania się pod Bochnię. Taki sam rozkaz został wysłany i do zgrupowania na osi środkowej pod Myślenicami. Dzięki temu brygada w całości wyszła z tych kleszczy. Wycofała się potem na Wiśnicz, zresztą wykonując już rozkaz gen. Boruty-Spiechowicza. Obecnie otrzymaliśmy rozkaz od gen. Boruty, że w ciągu dnia dzisiejszego brygada ma nie dopuścić Niemców do przecięcia magistrali Kraków-Tarnów. Za naszymi plecami mają przejść przez Bochnię 21 i 6 Dywizja Piechoty oraz ewakuacja z zachodu, od Krakowa. To zadanie musi być wykonane.
Walki w rejonie Leszczyny i Wiśnicza
24 pułk ułanów przybył po północy 6 września do Łapanowa, ale po zauważeniu kolumny niemieckich wojsk pancernych i zmotoryzowanych w okolicy Południowo-zachodnie przedmieście Bochni. Skrzyżowanie ulic Gipsowej i Wiśnickiej. Na drugim planie Las Kolanowski, w którym przez cały dzień 6.09.1939 r. oddziały WP broniły dostępu do Bochni i Lipnicy Murowanej, na polecenie brygadiera miał się bronić w Leszczynie nie mogąc liczyć na jakąkolwiek pomoc(6). Około południa oddziały niemieckie zajęły Łapanów, a ok. 15-tej 24 p.uł. został zaatakowany przez piechotę niemiecką wspieraną czołgami. Wtedy płk Maczek wydał rozkaz wycofania się bliżej Wiśnicza i bronienia Woli Nieszkowskiej. Dowódca pułku płk Dworak zarządził kontratak I szwadronu na nieprzyjaciela i poprowadził ten kontratak osobiście(7) . Miał on umożliwić oderwanie się od przeciwnika. Resztkami sił ułani zatrzymali przeciwnika. Teraz trwa walka artyleryjska. Rwą się pociski niemieckie. Są ranni i zabici. Pada pułkownik Dworak(8). Podbiegają oficerowie. Nie widać rany ani krwi. Sanitariusze wynoszą pułkownika za najbliższą zasłonę terenową. Głowa dowódcy zwisa bezwładnie, ale serce pracuje. – Był bardzo blisko podmuchu – mówi dowódca plutonu łączności, porucznik Nowakowski. Nieprzytomnego przeniesiono na skraj lasu pod wysokie sosny. Po chwili otworzył oczy… – Gdzie ja jestem? – wykrzyknął. – Niemcy odparci, panie pułkowniku – mówił rotmistrz Kański. Ułani dzielnie się trzymają. – A gdzie rotmistrz Łukowski i porucznik Otrembski? Walczyli obok mnie! Nikt nie odpowiada. Właśnie przed chwilą transportowali ich sanitariusze. Rotmistrza Łukowskiego z szarpaną raną piersi przenieśli dalej(9) Spostrzegłem gońca na motocyklu. Zatrzymał się, gdzie leżał pułkownik. Jego oczy przesunęły się po dwóch zdaniach skreślonych ołówkiem. – Dziękuję pułkowi ułanów i jego dowódcy za wykonanie zadania. Wycofać się na Wiśnicz. Pod tymi słowami widniał znajomy podpis brygadiera. 24 pułk ułanów stracił około 50 rannych i zabitych, ale dzięki jego postawie wycofały się pozostałe szwadrony. Jednocześnie [na rozkaz płk Dworaka] por. Władysław Rakowski miał poprowadzić kolumnę pustych samochodów polnymi drogami na Brzesko.10
Rajd porucznika Rakowskiego
Porucznik Rakowski wykonując rozkaz doprowadzenia kolumny pustych samochodów do Brzeska skierował ją na polne drogi. Nie mógł jechać w kierunku Bochni, bo tam było już bardzo niebezpiecznie. Nic nie wskazywało, że eskapada po zakurzonych polnych drogach wiśnickich może zakończyć się tragicznie. W londyńskiej relacji Ferenstein pisze:
Por. Rakowski prowadzący sprzęt pułku spod Leszczyny wjechał na szosę prowadzącą do Brzeska w przerwę pomiędzy czołgi niemieckie i na wysokości Wiśnicza skręcił na północ, wyprowadzając szczęśliwie wszystkie wozy.
O wiele ciekawiej opowiada o tym w książce “Czarny naramiennik” na stronie 103:
Rakowski wyciągnął kolumnę z lasu i skierował ją na szosę na południe od Wiśnicza. Sam jechał na czele i od czasu do czasu oglądał się na coraz dłuższy łańcuch wozów, posuwających się w otwartym terenie. – Panie poruczniku – odezwał się kierowca – Wkrótce nadepniemy na ogon jakiejś kolumnie. Oficer popatrzył uważnie w przód. W kurzu majaczyły sylwetki samochodów. – Trochę gazu, mój drogi, musimy dokładniej im się przyjrzeć. Wóz dowódcy w mig znalazł się blisko ostatniego samochodu poprzedzającej go kolumny. Podmuch wiatru rozwiał kurz i wątpliwości. – Niemcy! – skonstatował porucznik – I zwolnij biegu. Dobrze, że siedzą tyłem do nas. Odległość między kolumnami zaczęła szybko rosnąć. Za wrogą kolumną samochodów gęstniała zasłona pyłu. Niebawem ukazała się zbawcza droga, prowadząca w kierunku północnym. Kierowca zatrzymał samochód; po paru minutach dołączyła kolumna.
Dołuszyce
Wobec nacisku wojsk niemieckich płk Maczek postanowił skupić walczące oddziały w Wiśniczu i najbliższej okolicy. Aby jednak utrzymać łączność z oddziałami 21 DPG przesunął dowództwo, artylerię, 121 komp. czołgów lekkich i baterię plot. do Dołuszyc na południe od Bochni.
Batalion saperów i czołgi znajdują się również w rejonie lasu Kopaliny (północny zachód od Wiśnicza). Lotnik niemiecki rzuca jakieś próbówki szklane z żółtym płynem. Ułani przynoszą to z pola. Owijamy w papier, by odesłać do badania do laboratorium. Przypuszczamy, że są to jakieś bakterie. Niestety zapominamy je zabrać, wyjeżdżając z Wiśnicza.W tym ugrupowaniu oddziały trzymają się do godziny 16.00. Do brygady przyjeżdża gen. Boruta-Spiechowicz. Informuje się o położeniu brygady, przedstawia beznadziejną sytuacje swoich oddziałów i zwraca płk Maczkowi uwagę, że tu nie jest miejsce odpowiednie dla dowództwa brygady i poleca zmienić m.p. Około godz. 17.00 przychodzi meldunek od płk Gaładyka, że K.O.P. [Korpus Ochrony Pogranicza] zbiera się w Sobolowie. Dowódca brygady stara się w tej chwili nawiązać ścisłą łączność z oddziałami KOP-u lecz okazuje się, że to już niemożliwe. Dochodzą tylko mętne meldunki, że KOP-u tam już nie ma, że się gdzieś wycofał. Dowódca brygady jedzie osobiście, by się przesunąć bliżej Bochni i jakoś nawiązać kontakt z KOP-em. Dojeżdżając do Bochni widzi, że droga na Bochnię jest już odcięta przez Niemców.
Z lewej: TKS z 10 BK. Pozostał na polu bitwy pod Nowym Wiśniczem. Na drugim planie sylwetka zamku i więzienia
Wieczór 6 września – odcięcie drogi na Bochnię
Wytworzyła się dość nieprzyjemna sytuacja. Jedyna droga, prowadząca na Bochnię odcięta. Cała brygada związana walczy jeszcze na południu. Szybko zapadnie zmierzch, co bynajmniej brygadzie nie ułatwi posuwania się. Polnymi drogami nie da się przecież przeciągnąć sprzętu. Na szczęście służby i ciężkie tabory brygady już dużo wcześniej przeszły przez miasto.
W pewnym momencie silne zgrupowanie czołgów niemieckich wdarło się pomiędzy oddziały zebrane w rejonie Dołuszyc, a pozostałe oddziały brygady i opanowało szosę Bochnia – Wiśnicz. Zaatakowany został sztab brygady… Po odparciu tego ataku płk Maczek zdecydował skupione w rejonie Dołuszyc oddziały skierować na polne drogi i ominąć Bochnię od strony północno wschodniej. Przedostały się tędy [polnymi drogami – przyp.aut.] jeszcze: kwatera główna, część 16 damot. batalion saperów, kompania “Vickiersów”, bateria plot. kolumna pustych samochodów, 24 p. uł. Nie przeszedł 10 psk11.
Pozostałe oddziały brygady miały drogę na północ już odciętą. Oznaczało to rozbicie Brygady na dwie części. Pod Bochnią, na przedpolu linii obrony, ukazały się niemieckie czołgi…
Nad Bochnią i rejonem Wiśnicza, dokąd ściągają nasze oddziały, krążą niemieckie samoloty lecz brygada pod względem maskowania celuje. Odleciały nie rozpoznawszy oddziałów brygady. O godzinie 20.00 przychodzi wiadomość, że droga na Bochnię jest już odcięta. Powstaje pytanie, co robić. Przebić się samemu wojsku nie trudno, ale co zrobić ze sprzętem? Na szczęście już wcześniej zostały wysłane rozpoznania dróg. Dróg polowych odpowiednich dla oddziałów zmotoryzowanych nie ma, ale innej rady także nie ma.
Z lewej: Płk Leonard Łodzia-Michalski – zastępca dowódcy 10. BK Z prawej:Mjr dypl. Franciszek Skibiński – szef sztabu 10. BK
Panie pułkowniku. Pułkownik Maczek usiłuje nawiązać telefoniczny kontakt z brygadą piechoty KOP-u walczącą w tej okolicy. Szef łączności major Grajkowski informuje: Przed chwilą zgłaszał się KOP. Linia zerwana, albo włączyli się na chwilę w marszu do stałej linii i się nie odzywają. Trzeba próbować łapać ich przez radio i posłać gońca, zwłaszcza, że spotkano w okolicy pojedynczych kopistów, którzy mówili, że wycofują się luźno na wschód za Bochnię…
Po kilku minutach Wiśnicz opustoszał. Pozostały tylko na oścież otwarte bramy, drzwi domostw i okna. Zdolność bojowa brygady została utrzymana. Pułkownik Bokszczanin(12) obsadził wolne plutony i szwadrony młodymi oficerami i polecił:
Na tym rozwidleniu dróg poczekamy, aż przyjdą ułani, a może i dołączą strzelcy konni.
Kiedy czekaliśmy, miotani niepokojem przybył goniec od dowódcy brygady. Podał kopertę z rozkazem: Przejście przez Bochnię zagrożone. Natychmiast pchać wszystkie wozy przez miasto. – Dlaczego tak nagle ? – zapytał Bokszczanin. Tam miała być nasza piechota. – Tak panie pułkowniku – wyjaśnił motocyklista – Było tam trochę naszego wojska i nawet dowódcę brygady z daleka przywitali ogniem. Na szczęście poznali w porę i nic się nie stało. A to wszystko przez te hełmy. Nasze są podobne do niemieckich. Potem od strony pola wyszło natarcie hitlerowców na miasto. Wtedy dowódca brygady zebrał, co było pod ręką: kwaterę główną żołnierzy z regulacji ruchu, saperów, gońców. Zebrało się sporo wojska, nawet mieliśmy działko przeciwpancerne. Wyciągnęliśmy się w linię przed miastem i odepchnęliśmy nacierających Niemców. W tym samym momencie otrzymałem rozkaz, który tu przywiozłem.
Poniżej: Vickers E ze 121 kompanii czołgów lekkich 10 BK uszkodzony w Leszczynie. D-ca pchor. Michał Łukaszewicz poległ.
Nie upłynęło nawet 10 minut, gdy przybył oficer łącznikowy z takim samym rozkazem do artylerzystów i przeciwpancerniaków. Tekaesy wezwano do dowódcy brygady. Pomoc okazała się skuteczna. Około dwóch godzin ważyły się losy jednostki, w końcu pojazdy przeszły przez kręte uliczki Bochni.
Miasto było pod stałym ostrzałem artylerii niemieckiej. Strzelcy konni mieli czekać na przybycie ułanów i nie mogli się stamtąd wycofać. Nad Bochnią poszły w górę rakiety. Usłyszeliśmy gwałtowna strzelaninę. Znowu przybył goniec i meldował:
Droga przez Bochnię odcięta. Pan pułkownik Maczek wysłał mnie z rozkazem i pewnie z zebranymi oddziałami wycofuje się z miasta.
Podpułkownik Bokszczanin odezwał się:
Grunt, że samochody brygady przeszły przez miasto. Nie jesteśmy teraz związani jedną drogą. Albo przebijemy się nocnym bojem, albo obejdziemy Bochnię od wschodu.
Nadciągnął wreszcie oczekiwany pułk ułanów. Żołnierze byli tak zmęczeni i głodni, że nie tylko nie nadawali się do walki, ale nawet nie byli zdolni do marszu. Płk Michalski zdecydował:
Damy im kilka kwadransów odpoczynku. Wyruszymy o 22.00 Co prawda popękały ogniwa brygady, ale przecież sprzyja nam noc.
Zwiad Ferensteina
W Bochni uciszyło się. Wszystko utknęło w nieprzeniknionych ciemnościach. Las tylko szumiał tajemniczo, jakby chciał nas ostrzec. Naradzaliśmy się, co mamy dalej czynić. Obok stał milczący dowódca brygady KOP-u pułkownik Gaładyk. On jeden miał do dyspozycji samochód osobowy. Płk Michalski powiedział:
Panie rotmistrzu, niech pan weźmie to auto i pojedzie do miasta. Sprawdzi pan, czy rzeczywiście nie ma tam wolnej do przemarszu drogi. Pułkownik Gaładyk dodał: Proszę jechać. Maszyna jest dobra i kierowca pewny, choć cywil.
Ruszyliśmy. Wkrótce bezszelestnie podjeżdżamy pod miasto. Kazałem zatrzymać samochód. Tu nic nie widać. Podejdę do miasta pieszo. Czekajcie tu na mnie. Poszedłem ścieżką obok drogi. Dostrzegłem zarysy domów. Z różnych punktów miasta dolatywały pojedyncze strzały. Nagle doleciał do mnie urywany gardłowy głos Niemca: Wer da, Hans?
Silniej zacisnąłem pistolet w ręku. W skroniach czułem grzmiące tętno. Co dalej? Nagle prawie spod samych nóg coś wyskoczyło i sadziło długimi susami przed siebie. Zając, a może pies? Rozległy się krzyki Niemców, a błyski gęstego ognia karabinowego wskazywały obsadę linii niemieckiej. Zawróciłem pospiesznie do auta. Kierowcy nie zastałem w aucie. Szukałem go w ciemnościach. Wreszcie w pobliżu coś zaczerniło w rowie.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy prawie bezszelestnie. Nie spotkaliśmy nawet swoich ubezpieczeń. Dopiero przy oddziałach stały posterunki. Złożyłem meldunek płk Michalskiemu. W mieście są Niemcy. Ich posterunki są wysunięte na dużą odległość przed miastem.
W kierunku Wisły i Dunajca
Pozostałe w Wiśniczu oddziały brygady poszukiwały wolnych jeszcze dróg na Brzesko. Można było iść wolną drogą na Uszew. 24 p.uł. otrzymał rozkaz spalenia ciężkiego sprzętu i przebijanie się pieszo o zmroku.
Szosa, która była w ciągu dnia rozpoznawana przez niemieckie czołgi i teraz nie jest wolna i oddziały nie mogą przejść na Brzesko, by wyjść na północ. Oczywiście trudności w przejściu tą dróżką są bardzo duże. Trzeba dodać, że tamtędy spływa fala wojsk przemieszanych i zbłąkanych taborów oraz cywilnych uchodźców…Wokół równina, domki porozrzucane, brak większych zakryć terenowych. Jednym słowem spłynęliśmy z gór na równiny, gdzie nie czujemy się tak
przytulnie… Trudno tu jakoś odszukać oddziałów, które się rozpłynęły do pojedynczych zagród. Szef sztabu w ciągu nocy jedzie do oddziałów, jak to się mówi pod włos, z Brzeska do Wiśnicza, by dowieźć rozkazy na noc i na dzień następny… Skrzydło południowe armii gen. Boruty-Spiechowicza zostało osłonięte.
Z lewej: Pogwizdów, wrzesień 1939 roku. W tle kolumna żołnierzy Wojska Polskiego wziętych do niewoli.
Pułki odmaszerowały polną drogą, opasującą Bochnię od wschodu. Szliśmy ciemną nocą. Trudny jest taki pieszy marsz. Wielu nie ściągało butów od pierwszego dnia wojny. Większość miała obtarte lub odparzone stopy. Niektó- rzy woleli iść boso nawet po kamienistej drodze. Żołnierze zmęczeni bezsennością, wysiłkiem, przeżyciami frontowymi. Mają za sobą zażarte walki na poszczególnych liniach obrony. Nie zmógł ich wróg. Zmogły nadmierne trudy walk odwrotowych.
Wczesnym rankiem 7 września brygada zbierała się nad Dunajcem w miejscowościach: Wał-Ruda i Wola Radłowska. Oddziały, które wraz z płk Maczkiem posuwały się na Bochnię, dotarły tu przez lasy borzęcińskie. Mimo rozdzielenia i okrążenia i długiego odskoku stawiły się wszystkie najważniejsze elementy brygady.
Zestawili i przygotowali do druku, opatrzyli przypisami i ilustracjami: Andrzej Prus-Bugayski i Stanisław Kobiela.
Przypisy:
(1) Bitwy w Beskidzie Wyspowym podniosły morale żołnierzy 10 BK. Płk Maczek wspomina, że Brygada była ufna w swą wartość, zupełnie wyleczona z psychozy pancernej, której pojawienie się po stronie przeciwnej nie wywołuje przestrachu, ale sportowe zacięcie myśliwego polującego na zwierzynę.
(2) 6 września, w godzinach rannych 10 psk dotarł do Bochni. Płk Bokszczanin złożył meldunek, że pułk potrzebuje ok. 8 godzin ma krótki odpoczynek i reorganizację z powodu braku dowódców, nierówne stany w oddziałach i zdekompletowane obsługi. Dlatego płk Maczek skierował 10 psk do Kopalin na postój ubezpieczony. Dopiero tam pułk (podobnie jak inne oddziały brygady) dostał 5 sztuk karabinów przeciwpancernych – Jerzy Majka. Brygada Motorowa płk Maczka, Rzeszów 2004 r. s. 91,
(3) Sztab 10 BK mieścił się w budynku szkoły koło kościoła parafialnego.
(4) Chodzi o ówczesny budynek sądu grodzkiego, w którym mieści się obecnie Liceum Plastyczne im. Jana Matejki. Wszystkie ważniejsze budynki w Wiśniczu zajęte zostały na cele wojskowe. W budynku sądu stacjonował płk Michalski, zastępca dowódcy 10 BK.
(5) Gen. Boruta-Spiechowicz przyjechał do Wiśnicza 6 września w godzinach przedpołudniowych – J. Majka op.cit. s.92
(6) Płk dypl. Kazimierz Dworak dowódca 24 pułku ułanów niedługo po przybyciu do Łapanowa uzyskał połączenie z płk Maczkiem i zameldował o kolumnie niemieckich wojsk pancernych i zmotoryzowanych, jaką zauważono w Lipnicy Murowanej. Otrzymał rozkaz od dowódcy brygady przejścia do Leszczyny i obrony tej miejscowości, bez możliwości dodatkowego wsparcia. – Majka – op.cit. s. 91
(7) Dowódca pułku płk. dypl. Dworak wraz z adiutantem Łukowskim z bagnetem nałożonym na broń, powiedli grupę do przeciwuderzenia, przebiegając wolną przestrzeń jak najszybciej i wpadając w las po uprzednim obrzuceniu go granatami… Zaskoczenie było kompletne i zmusiło Niemców do przegrupowania swojego frontu, gdyż ich skrzydło zostało poważnie zagrożone. Płk Dworak omal nie dostał się do niewoli. W tej kampanii nie był to odosobniony przypadek interwencji dowódcy 24 p.uł. na pierwszej linii. – zob. Jerzy Majka. Generał Kazimierz Dworak współpracownik generała Maczka, organizator jednostek pancerno- -motorowych, Rzeszów 2008 s. 41,
(8) Kazimierz Juliusz Tadeusz Dworak (1895 Rzeszów-1954 Londyn). Był synem Józefa i Emilii zd. Czaczka. Ojciec był urzędnikiem pocztowym. Rodowód rodziców prowadzi do Bochni i Wadowic. Uczył się w Wiedniu i Krakowie. Od sierpnia 1915 r. w armii austriackiej. Walczył na froncie włoskim w Dolomitach i bałkańskim. W 1919 r. w Błękitnej Armii gen. Hallera w Małopolsce Wschodniej, w wojnie polsko-bolszewickiej. Pod koniec 1920 był oficerem Sztabu Generalnego WP. Przeszedł kursy oficerów sztabowych w Wersalu i Wyższej Szkole Wojennej. Wg opinii gen T.Rozwadowskiego: nadzwyczaj inteligentny i pracowity oficer, o żywym usposobieniu i dużej szlachetnej ambicji. Był jednym z twórców pierwszej w Polsce wielkiej jednostki zmotoryzowanej 10 BK, podporządkowanej Armii „Kraków” gen. Antoniego Szyllinga i dowódcą 24 p.uł w tej Brygadzie w 1939 r. Od 1940 r. walczy we Francji w rej. Arpajon. Następnie w Szkocji. Był dowódcą 10 Brygady Kawalerii Pancernej. Walczył w Normandii, uczestniczył w wyzwoleniu Bredy – obszerny życiorys w książce Jerzego Majki – op. cit.
(9) Rotmistrz Stefan Łukowski adjutant 24 pułku ułanów, ranny pod Leszczyną, zamordowany został w Charkowie w 1940 przez Rosjan,
(10) Kolumnę wozów osłaniał pluton motocyklistów i pluton czołgów TKS – Majka op.cit.92
(11) Oznaczało to rozbicie 10 BK na dwie części – pisze Jerzy Majka – Odcięty został płk Maczek, nie było też szefa sztabu., który wyjechał do dowództwa GO w sprawie korekty rozkazu. 10 psk otrzymał rozkaz spalenia ciężkiego sprzętu i podjęcia próby przebijania się po zmroku. Jerzy Majka przypuszcza, że rozkaz ten mógł wydać jedynie płk. Michalski, który znajdował się wówczas z odciętymi oddziałami, ale mógł także tylko przypomnieć ogólną dyrektywę jak postępować w sytuacji okrążenia. Wolna była droga na Uszew i drogi polne. Oddziały rozpoczęły o zmierzchu bardzo wolny i trudny odwrót, ponieważ niektóre kolumny były ostrzeliwane. Szczególnie trudny był odwrót 24 p.uł., który poruszał się pieszo. Powracający od sztabu GO płk Boruty-Spiechowicza do Wiśnicza szef sztabu Franciszek Skibiński napotkał te oddziały i skierował je na Radłów, a Brzesko obsadził plutonem TKS do czasu przejścia ostatnich elementów brygady. – zob. Jerzy Majka – op.cit. s.93.
(12) Janusz Bohdan Bokszczanin ps. „Sęk”, „Wir”, „Bartek”, „Lech”(1894-1973) pułk.dypl. Ukończył Mikołajewską Szkołę Kawalerii w Petersburgu. Od 1914 r. w armii carskiej, nast.. w I i III Korpusie Polskim w Rosji. Od 1919 r. w Wojsku Polskim. Był szefem sztabu Brygady Kawalerii „Równe”, Wołyńskiej Brygady Kawalerii, szefem Wydziału Wyszkolenia Departamentu Kawalerii MSWojsk. We wrześniu 1939 r. dowodził 10 Pułkiem Strzelców Konnych, pierwszą całkowicie zmotoryzowaną polską jednostką taktyczną 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej płk Stanisława Maczka. Ciężko ranny 16 września 1939 r. leczył się w Dublanach. Od 1940 r. w ZWZ, więzień Pawiaka. W 1944 r. przygotowywał akcję „Burza” jako szef Sztabu KG AK. Od 1945 r. był zastępcą Delegata Sił Zbrojnych na Kraj. Działacz WiN. Zmarł w Paryżu. Odzn. Krzyżem Virtuti Militari V kl. Złotym Krzyżem Zasługi i Medalem Niepodległości.
Dziękujemy serdecznie panom: Wojciechowi Krajewskiego starszemu kustoszowi Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie i Andrzejowi Tarajce za udostępnienie fotografii i pomoc w przygotowaniu materiału ilustracyjnego do części 1 i 2 artykułu.