Bocheńska saga – domy i ludzie…
(…) Jest dom rodzinny i pamięć tego domu. Kiedy się pamięć zamknie na kłódkę, to dom nie żyje. A jak się pamięć ożywia, to chociażby domu nie było, chociażby się spalił, to on jest, to on żyje. W słowie żyje wszystko. Stracisz dom, pole, które uprawiasz, drzewa, które sadziłeś. Wywiozą Cię daleko od Twoich miejsc, od bliskich. A jeżeli Ci słowo rodzinne zostaje, jesteś uratowany. W słowie odżyje dom i pole i łąka i las. Odżyją bliscy, odżyję dawna męka i dawna miłość. Podpieraj się słowem, na nim buduj, ono Cię zawsze zaprowadzi do celu.
Jeżeli umiera pamięć, umierają wspomnienia o ludziach, domach, ogrodach, a nawet zwierzętach, pupilach w tych domach na specjalnych prawach. Chodząc ulicami Bochni wśród wielu nowych, wspaniałych domów, widać też stare, niektóre opustoszałe, zagrożone rozbiórką.
Wiele starych domów już nie istnieje. A wraz z nimi przepadła pamięć o ludziach, którzy w nich mieszkali. Kto dziś pamięta gdzie był np. dom Brigantich przy Górnym Rynku, czy dworek Grubenthalów przy ul. Orackiej (bocznej) dziś ul. Polna ? Na naszych oczach znikają stare dworki, domy mieszczańskie, a nawet wille z okresu międzywojennego.
Niektóre z tych domów do niedawna jeszcze były zamieszkałe, ale po śmierci gospodarzy pojawia się tablica „do sprzedania”. Domy, te które miały szczęście i ktoś je kupił by remontować, dostały drugą szansę, drugie życie. Nowi właściciele remontują, przebudowują, nie myślą, a przeważnie nie mają świadomości tamtego poprzedniego życia, ludzi, którzy tu mieszkali, napełniali ten dom rozmowami, śmiechem a nieraz płaczem. Każdy dom ma swoja historię czasem może banalną, a czasem niezwykłą. Obraz rekonstruowany z drobnych odprysków pamięci wnuków, prawnuków, z fotografii i innych pamiątek rodzinnych. Ile jeszcze da się uratować ?
Niektóre nieistniejące już domy, zachowały się na rysunkach i obrazach bocheńskich malarzy Ludwika Stasiaka, Marcina Samlickiego, Stanisława Fischera, Franciszka Mollo, Mieczysława Serwina – Orackiego, Waleriana Kasprzyka i innych, a dokumentację fotograficzną starej bocheńskiej zabudowy sporządził prof. Piotr Galas z uczniami gimnazjalnego Koła Krajoznawczego im. Wincentego Pola. Zachowała się ikonografia tych domów, chociaż ich już nie ma. Z czasów staropolskich w Bochni nie ma już zbyt wiele starych domów. Drewniana zabudowa ginęła stopniowo w kolejnych pożarach miasta. Murowanych domów było niewiele i głównie skoncentrowane były w śródmieściu. Dziś do najstarszych należą trzy barokowe kamieniczki w rynku i późniejsze już nieliczne dworki z XVIII w. na przedmieściach.
Charakterystyczne dla „Bochni parterowej” były właśnie te dworki. Budowane na ogół na przedmieściach Bochni i w pobliżu szybów, przez szlachtę zatrudnioną w Żupie Solnej, która mieszkając w mieście budowała domy na wzór swoich wiejskich siedzib. Kiedyś było ich dużo, dziś nieliczne toną w zieleni ogrodów przy ul. Orackiej, Solna Góra, Bracka, Floris. Na pierwszy ogień zniszczenia idą małe górnicze domki rozrzucone na stokach Uzborni, Krzęczkowa, Solnej Góry. Jeden z najstarszych domów w Bochni, przy ul. Sienkiewicza, który dotrwał do drugiej połowy XX w. dziś już nie istnieje. Stał w miejscu, w którym kiedyś była karczma. Podobno zatrzymał się tu król Władysław Jagiełło z małżonką królową Jadwigą. W 1910 r. nieznany malarz namalował na drzwiach tego domu królewską parę. Przy rozbiórce domu, drzwi te, przekazano do muzeum. Dziś nic nie widać, poza śladami jakiegoś malowidła, którego resztki farb znajdują się w szczelinach drewna.
Jak bardzo typowa dla Bochni ul. Biała z parterowymi domami mieszczańskimi i charakterystycznymi gankami nie istnieje. Znikła tzw. organistówka na wprost dzwonnicy. W okresie międzywojennym wybudowano tu Dom Katolicki (dziś Oratorium św. Kingi), a dalej w ulicy, w miejsce starych parterowych domów powstał w XX w.szereg piętrowych kamienic.
Zabudowa Górnego Rynku znikła w latach 30. XX w. w związku z budową kościoła szkolnego. Jeszcze przy ul. Bernardyńskiej ocalały jeden dom z charakterystycznym dachem tzw. łamanym polskim, jest ostatnim świadkiem tamtych czasów. Bochnia parterowa znika bezpowrotnie.
Z czasem, w II połowie XIX w. Bochnia zaczęła się przeobrażać, ale nie jest tu miejsce na omawianie zmian w obliczu miasta związanych w powstawaniem gmachów użyteczności publicznej oraz modernizacją budynków salinarnych czy też dworca i budynków kolejowych lub wojskowych.
Prywatne domy, które w tym czasie powstawały, były inne, murowane, z werandami lub gankiem, Trochę nawiązywały do poprzednich, ale były większe, kilkupokojowe, miały duże okna, czasem z potrójnymi kwaterami, tzw. weneckimi.
Na przełomie wieków i na początku XX w. zaczęły się w Bochni pojawiać całkiem inne domy, nowego typu wille bogatych obywateli, czasem prawdziwe dzieła sztuki, projektowane przez wybitnych często architektów z Krakowa i Lwowa, ale też z Wiednia i Pragi : Teodora Talowskiego, Gabriela Niewiadomskiego, Władysława Ekielskiego i innych; dwie wille przy ul. Karosek „Janina” i „Hania”, dom Heinów przy ul. Solna Góra czy willa dra Czesława Górskiego przy ul. Orackiej. W rynku, jak wspomniano, z dawnych czasów pozostały trzy barokowe kamieniczki, inne kamienice, zachowane do dziś, pochodzą przeważnie z XIX w. lub z przełomu XIX/ XX wieku. Pełniły podwójną funkcje, gdyż na ogół pod jednym dachem było na piętrze mieszkanie właściciela, a na parterze, sklep, zakład usługowy, apteka, restauracja lub biuro.
Burzenie starych i budowanie nowych domów jest faktem naturalnymi nieodwracalnym, ale warto ocalić pamięć minionego czasu, tamtych domów i ludzi.
Czasem domy, tak jak ludzie, starzeją się, umierają naturalnie, dopełniły swojego żywota. Czasem jest to nagła i tragiczna śmieć, jak w wierszu „poetki wspomnień” Beaty Obertyńskiej.
Śmierć domu
Odbyło się to całkiem po cichu,
W mętnym zmroku jesiennej szarugi,
Od samych piwnic do strychu
Od jednego węgła po drugi,
Od załomu ściany do załomu
Zabitego, złupionego domu…
Nikt nie widział, nie słyszał, nie przeczuł
Któż by zresztą tym głowę zaprószał ?
Że się w mętny, zapłakany ten wieczór
Wynosiła z domu jego dusza.
Ocalała jakoś do ostatka,
Nikt jej w worki przy rabunki nie natkał,
Nikt jej w szafach czy kufrach nie szukał,
Nikt siekierą zamków jej nie łupał,
Ram nie łamał jak starym obrazom,
Z lustrem nie zbił, nie wywlókł na gazon,
Drapieżnymi nie skalał jej dłońmi,
Nikt po prostu nie pomyślał o niej.
Najcenniejsza, a nie rozpoznana,
Nieuchwytna, niepotrzebna nikomu
Pozostała niczyja i sama
W czarnej głębi zabitego domu.
Tapet chłodnym, rozległym deseniom,
Przypatruje się tępo i niemo,
Rozpoznaje po świeżych kolorach,
Co gdzie jeszcze wisiało do wczoraj.
Pustych haków czerni się zdumiewa,
Jeszcze nie wie, jeszcze pojąć nie może,
Jeszcze szuka, ścian się jeszcze dotyka,
Drogę dłońmi przed sobą obiema
Wymacuje, jak ślepiec bez mała
I na pustkę się wszędzie natyka.
Już to tylko tu jest, czego nie ma.
Ona jedna, ostatnia została.
Gdzie są ci, którzy sercem ją grzali?
Którzy z własnych dusz pić jej dawali,
Myślą się z nią dzielili jak z siostrą?
Gdzie są sprzęty, do których się ciepła,
Od lat swojsko tuliła i lepła?
Wszystko w jednym skończyło się wstrząsie,
Wszystko życie na kopytach rozniosło,
jeszcze resztki na gazonie tlą się.
Kto się wmyśli w martwotę i w ciszę,
Którą wtedy dookoła ma się?
Gdzieś się okno wyrwane kołysze,
Jak złamane skrzydło, na zawiasie,
Przeciąg zdartą firanką odwiewa,
Oślepione, połupane, puste,
W mrok się gapią czarne ramy luster,
Kwadratami tafli, których nie ma.
Kto zrozumie co czuje zwierciadło,
Gdy mu z piersi świat odbicia wykradną?
Czarnej paszczy znajomym wykrojem,
Głąb kominka w mrok bezgłośnie krzyczy.
Obok zewłok starego fotela,
Trzew wyprutych puszystość wybiela.
Gdzieś drzwi trzasły, chłód nadął pokoje,
Zbita szyba posypała się z piętra.
Z kąta w kąt i z powrotem,
Dusza domu chodzi i pamięta.
Tutaj książki zza szyb się biblioteki
Wygarbiły szeregami grzbietów
Teraz stos ich tli jeszcze na dworze.
Z krzywd najcięższa, kamienna, żelazna,
Dokonała się tutaj, w jej oczach, śmierć gniazda.
W mętnym zmroku jesiennej szarugi,
Od jednego rogu po drugi,
Od pierwszego węgła po czwarty,
Z drzwi bezbronnie na oścież otwartych,
Z czarnej głębi złupionego wnętrza,
Najcenniejsza dotąd i najświętsza,
Niepotrzebna już dzisiaj nikomu,
Wynosiła się precz dusza domu.
Jak dym z drzwi się wejściowych wywlokła,
Jak firanka wywiała się z okna,
Zdartym pasem tapety na ścianie,
Pogładziła dom na pożegnanie,
I w park poszła, miarą nieuchwytną,
Między drzewa, które jutro wytną.
***
Wystawa prezentowana w Domu Bochniaków w okresie od 12.03.2024 do 31.08.2024 jest zachętą do przeczytania książki Janiny Kęsek o tym samym tytule “Saga Bocheńska – Domy i Ludzie”. Na 25 planszach zaprezentowano materiały faktograficzne i obrazy ilustrujące niektóre z części książki w sposób wzbudzający ciekawość i chęć do pogłębienia wiedzy o domach i bocheńskich rodach.
Sposób prezentacji (Ramki OWZ, plakat) pozwala na jej zaprezentowanie również poza Domem Bochniaków. Zachęcamy do zapoznania się z plakatami wystawy, do wczytania się w treść książki Janiny Kęsek, do prezentacji wystawy przez wystawców zewętrznych. Zapraszamy do kontaktu – tel. 722 00 80 80.
Projekt zrealizowany przy wsparciu finansowym Miasta Bochnia.